Teoretycznie z końcem 2020 roku wygasły rozporządzenia regulujące WPR w latach 2014-2020, a regulacji dotyczących nowej perspektywy wciąż nie ma i w zasadzie nikt nie wie jak w szczegółach będzie wyglądała przyszła WPR.
Na szczęście Parlament Europejski i Rada porozumiały się ostatecznie co do dwuletniego okresu przejściowego w latach 2021-2022, kiedy to obowiązywać będą dotychczasowe zasady unijnej Wspólnej Polityki Rolnej. Porozumienie daje bowiem prawne podstawy do wypłaty rolnikom w Unii Europejskiej dopłat bezpośrednich, czy pomocy w ramach PROW.
Obecna dyskusja nad przyszłością Wspólnej Polityki Rolnej oraz rolą i przyszłością polskiego rolnictwa, odbywa się w okresie głębokich przemian i przewartościowań gospodarczych i społecznych, spowodowanych trwającą od roku pandemią covid-19 oraz efektami pogłębiającej się globalizacji w różnych aspektach naszego życia. Zmiany w obszarze gospodarki żywnościowej należą do najistotniejszych i wpłyną bez wątpienia na przyszłość naszej cywilizacji.
W dniu 15 lutego br. zakończyły się publiczne konsultacje projektu Planu Strategicznego Wspólnej Polityki Rolnej dotyczącego okresu 2023-2027. Poprzez webankietę zostało zgłoszonych ponad 3,5 tys. postulatów. Świadczy to niewątpliwie o kontrowersyjności proponowanych rozwiązań.
Reforma Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) po 2023 roku zakłada, że każde państwo członkowskie przygotuje Plan Strategiczny dla WPR. W nowej perspektywie finansowej (lata 2023-2027), WPR nie będzie wdrażana w oparciu o zasadę zgodności realizowanych działań z ustalonymi na poziomie przepisów UE, szczegółowymi wymaganiami, ale w oparciu o ocenę osiąganych efektów i realizowanych celów. Oznacza to o wiele większą odpowiedzialność państw członkowskich, nie tylko w sprawie wyboru interwencji dostępnych w ramach Planu, zasad i warunków dostępu do wsparcia, ale także precyzyjnego określenia rezultatów realizacji zaplanowanych interwencji (mierzonych odpowiednimi wskaźnikami), oraz stworzenia odpowiedniego systemu kontroli i monitorowania. Państwa członkowskie mają swobodę w kształtowaniu przyszłych instrumentów interwencji objętych Planami i dostosowywania ich do krajowych uwarunkowań, ale projektowane przepisy wymagają także by takie ukierunkowanie interwencji było właściwie uargumentowane w Planie.
Cele nowej WPR zorientowane są na rentowność i dochody gospodarstw rolnych, bardziej skuteczną realizację polityki w zakresie ochrony środowiska i klimatu, a także na zrównoważony rozwój obszarów wiejskich. Przekrojowym celem jest wspieranie wiedzy, innowacji i cyfryzacji w rolnictwie i na obszarach wiejskich.
Nowa WPR ma być bardziej dostosowana do sytuacji danego państwa członkowskiego. Państwa członkowskie będą mogły określić większość warunków kwalifikowalności na poziomie krajowym, aby dostosować je do swych specyficznych uwarunkowań oraz oczekiwanych do osiągnięcia celów. Również obciążenia administracyjne związane z kontrolą mają być zmniejszone dzięki ograniczeniu wymogu spełniania przez beneficjentów końcowych warunków kwalifikowalności określonych na szczeblu UE.
W projektowaniu Planu konieczne będzie również wzięcie pod uwagę zalecenia służb KE względem konkretnych celów gospodarczych, środowiskowych i społecznych przyszłej Wspólnej Polityki Rolnej, w szczególności ambicji i konkretnych celów strategii „od pola do stołu” i strategii na rzecz bioróżnorodności. Cała dyskusja, jak wspominaliśmy wyżej, odbywa się jednak na poziomie dużej ogólności, a jak mówi stare polskie przysłowie: „Diabeł tkwi w szczegółach…”
Za deklarowaną w celach nowej WPR, poprawą rentowności i dochodowości gospodarstw oraz skuteczności polityki w zakresie ochrony środowiska i klimatu nie idą zwiększone środki. Przeciwnie, jak podaje dr Jerzy Plewa w styczniowym „Top agrar Polska” środków na realizację WPR w perspektywie 2021- 2027 nie będzie więcej, wręcz przeciwnie dla całej UE będzie ich o ok 2% mniej jak na poprzednią perspektywę, a w przypadku naszego kraju ubytek będzie jeszcze większy. Trochę to wygląda tak jak w piosence Jana Kaczmarka z lat 70-tych pt. Na roli „…Bez saletrzaka, bez opału Polak potrafi wyżywić naród. Jak się go takim blaskiem przyciśnie. To wyżywi i nie piśnie!”
Analizując założenia reformy Wspólnej Polityki Rolnej można odnieść wrażenie, że zakładane cele wynikają co prawda z doświadczeń płynących z dotychczasowego wdrażania WPR ale nie uwzględniają szybko zmieniającej się sytuacji globalnej.
Unia Europejska w ostatnich latach liberalizuje swoje stosunki handlowe.
Na oficjalnej stronie Parlamentu Europejskiego możemy dowiedzieć się, że UE negocjuje umowy handlowe na całym świecie i są one jednym z kluczowych elementów jej polityki handlowej. Potwierdzenie dużej aktywności UE w tym obszarze w ostatnich latach można bez trudu znaleźć zarówno na stronach internetowych Komisji, jak i Parlamentu Europejskiego. Aktualnie są prowadzone, lub niedawno się zakończyły rozmowy z wieloma krajami lub organizacjami gospodarczymi Ameryki Północnej, Azji, Oceanii, Ameryki Łacińskiej oraz Południowego regionu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu.
Oficjalna strona Parlamentu Europejskiego informuje, że Umowy handlowe są dla UE bardzo ważne i stanowią główna siłę napędowa wzrostu gospodarczego. Nowe umowy handlowe oferują europejskim przedsiębiorcom nowe możliwości biznesowe, co prowadzi do powstania większej liczby miejsc pracy, natomiast konsumenci mogą oczekiwać większego wyboru i niższych cen. Co prawda istnieje obawa, że umowy handlowe mogą powodować redukcję zatrudnienia w niektórych sektorach ze względu na większą konkurencję, ale umowy handlowe zawsze tworzą więcej miejsc pracy niż ich likwidują.
Ironizując można stwierdzić , że rolnicy nie moją powodu do obaw, ci którzy utracą swoje gospodarstwa, na pewno znajdą miejsca pracy w innych sektorach gospodarki.
Odnośnie obawy dotyczącej obniżenia wysokich norm jakości produktów, takich jak żywność to według informacji ze strony PE, jest ona również nieuzasadniona, UE reprezentuje tak duży rynek, że jest ona w stanie narzucić swoje normy przedsiębiorstwom zagranicznym. Dla posłów normy jakości to nieprzekraczalna granica w umowach handlowych i wszelkie próby ich obniżenia mogą być powodem odrzucenia umowy. Ponadto negocjatorzy z ramienia UE często włączają do umów handlowych klauzule dotyczące praw człowieka i praw pracowniczych, aby poprawić sytuację w kraju z którym UE prowadzi handel.
W umowach handlowych swoje odzwierciedlenie mają nawet problemy ochrony klimatu i środowiska. Dla przykładu, osiągnięte w czerwcu 2019 r. po 20-letnich negocjacjach porozumienie (aby mogło wejść w życie musi jeszcze zostać zatwierdzone przez Radę i Parlament Europejski) z krajami Mercosuru (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj) opiera się na założeniu, że handel nie powinien odbywać się kosztem środowiska lub warunków pracy. Przeciwnie, powinien wspierać zrównoważony rozwój.
Według informacji zawartych na stronie Komisji Europejskiej w umowie zwrócono szczególną uwagę na zagwarantowanie, by handel zasobami naturalnymi, takimi jak produkty leśne, rybołówstwo oraz fauna i flora, opierał się na zasadach zrównoważonego rozwoju. Ma to na celu zapobieganie handlowi produktami uzyskanymi w sposób nielegalny oraz promowanie handlu produktami przyczyniającymi się do zachowania różnorodności biologicznej.
UE i Mercosur zobowiązują się do promowania dobrowolnego stosowania przez przedsiębiorstwa odpowiednich praktyk handlowych zarówno w odniesieniu do aspektów społecznych, jak i środowiskowych.
Tyle teoria i założenia, a jak wygląda rzeczywistość?
Światło na ten temat rzuca śledztwo dziennikarskie jakie przeprowadził włoski dziennikarz i producent filmowy Stefano Liberti. Jego efekty zebrał w książce pt. „Władcy jedzenia, jak przemysł spożywczy niszczy planetę.”
Oto jej fragmenty: „Jestem w Mato Grosso, najbardziej wysuniętym na zachód regionie Brazylii, gdzie produkuje się najwięcej soi na świecie. To ogromny i prawie niezamieszkany stan. Liczy 900 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni, czyli tyle, ile Włochy i Francja razem wzięte,….Mato grosso, czyli w języku portugalskim „gęsty las”, od którego wziął nazwę cały region, już nie istnieje. Dawniej w tym miejscu znajdowało się cerrado – sawanna porośnięta gdzieniegdzie drzewami oraz krzewami, słynąca z różnorodności biologicznej. Dziś została ona desmatada, wylesiona i zamieniona w pola uprawne. To laboratorium, w którym dokonuje się jeden z największych eksperymentów rolnych naszych czasów. Polega on na zastąpieniu biologicznie bogatego, urozmaiconego ale nie dochodowego habitatu opłacalną monokulturą przeznaczoną do sprzedaży na rynku światowym.” Warto zaznaczyć, że cały proces trwał 40-lat, czyli jedynie dwa razy dłużej jak negocjacje UE- Mercosur.
„Dziś ponad 90% soi produkowanej w Mato Grosso to gatunki zmodyfikowane genetycznie”. Skutki tego dla środowiska, a szczególnie różnorodności biologicznej są trudne do przewidzenia. Jak to się ma do zapisów umowy UE- Mercosur?
Przecież strony umowy zobowiązały się jedynie do promowania handlu produktami przyczyniającymi się do zachowania różnorodności biologicznej i dobrowolnego stosowania przez przedsiębiorstwa odpowiednich praktyk handlowych zarówno w odniesieniu do aspektów społecznych, jak i środowiskowych.
Doskonałym dopełnieniem modelu opartego na monokulturze jest zintegrowany system skoncentrowanego karmienia zwierząt ( Concentrated animal feeding operation) CAFO. Produkcja zwierzęca jest coraz bardziej zdominowana przez CAFO we wszystkich częściach świata. Większość drobiu hodowano w CAFO począwszy od lat pięćdziesiątych XX wieku, a większość bydła i świń w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. W połowie 2000 roku CAFO zdominowały produkcję żywca i drobiu w Stanach Zjednoczonych, a zakres ich udziału w rynku stale rośnie. W 1966 r. Potrzeba było miliona gospodarstw, aby pomieścić 57 milionów świń; do roku 2001 wystarczyło tylko 80 000 gospodarstw, by pomieścić taką samą liczbę (źródło: Internet).
Jak pisze Stefano Liberti, Docelowym ogniwem długiego łańcucha, który bierze początek na polach Mato Grosso, są intensywne hodowle na drugim krańcu świata- hale pełne zaczipowanych świń… To zamieszkujące je zwierzęta i ich odpowiedniki na całej planecie (także w Polsce) pochłaniają produkowaną tu soję, która – zanim trafi do ich żołądków – musi najpierw przemierzyć dwa tysiące kilometrów drogą lądową, a następnie – przynajmniej dwadzieścia tysięcy drogą morską. Biorąc pod uwagę pokonywany dystans i włożony wysiłek, system ma w sobie coś absurdalnego. Chińczycy sprowadzają samolotami amerykańskie odmiany świń, które zamykają w halach i karmią soją importowaną z Brazylii. Może się to wydawać gigantycznym marnotrawstwem środków. Gigantyczne w tej grze są jednak także liczby, a więc i zyski.”
Z początkiem 2008 roku kryzys na Wall Street nasilił proces przesuwania miliardów dolarów kapitału finansowego z klasycznego rynku giełdowego w stronę pewniejszych, bezpiecznych inwestycji takich jak żywność.
Jak zauważa Stefano Liberti: Produkcja żywności to dziś potężny, niezwykle dochodowy biznes, który krok po kroku przejmują międzynarodowe koncerny spożywcze i wielkie grypy finansowe. Przedsiębiorstwa – szarańcze wytwarzają jedzenie na masową skalę jak najmniejszym kosztem. Za nic mają zasady naturalne czy konsekwencje, jakie ponoszą lokalne społeczności. Zniszczywszy jedno miejsce, przenoszą się gdzie indziej, dokładnie tak, jak robi to stado szarańczy. Ich jedynym celem jest szybki zysk.
Kolejnym etapem tego procesu są zmiany na wsi, jej standaryzacja i postępujące zubożenie stosunków społecznych, będące efektem eliminacji rolników, globalizacji wsi i przeobrażanie ich w fabryki żywności dla miast, które z kolei podlegają globalizacji poprzez ujednolicenie konsumpcji na poziomie ogólnoświatowym.
A przecież rolnictwo to nie tylko żywność, podstawową jednostką Wspólnej Polityki Rolnej określonej w Traktacie Rzymskim są gospodarstwa rodzinne. Również według Konstytucji RP gospodarstwa rodzinne są podstawą ustroju rolnego naszego kraju.
Naszą wizję roli gospodarstw rodzinnych w życiu narodu i państwa zawarliśmy w Karcie gospodarstw rodzinnych, dokumencie proklamowanym w dniu 6 grudnia 2013 r., przed Zachodniopomorskim Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie, w pierwszą rocznicę 77-dniowego protestu zachodniopomorskich rolników przeciw wyprzedaży polskiej ziemi.
Ziemia, matka rodząca żywność oraz rolnik na niej gospodarujący, pasterz dbający o swoją trzodę często pojawiają się w nauczaniu kościoła katolickiego. Świadomy rolnik, właściciel swojego warsztatu pracy, zaangażowany w życie lokalnej społeczności i państwa jest jednym z głównych filarów systemu demokratycznego państwa. Wieś to kolebka specyficznej kultury wyrosłej z obcowania z naturą i głębokiej religijności, będącej mocnym spoiwem wpływającym na poczucie tożsamości narodowej.
Niewątpliwie mamy do czynienia z konfliktem dwóch światów. Demokratycznego świata wartości w którego centrum jest człowiek kierujący się systemem wartości opartym na dekalogu. Z dominującą drobną własnością prywatną, w tym gospodarstwami rodzinnymi oraz strukturą społeczną opartą na klasie średniej. Z drugiej zaś strony ze światem pieniądza, w którym jedynym celem jest szybki zysk. Z koncentracją kapitału i własności w bardzo wąskim gronie, gdzie ludzie wyzuci z z wszelkiej własności i wartości są jedynie dostarczycielami taniej siły roboczej oraz konsumentami dóbr materialnych i niematerialnych, w tym pokarmu dla ludzi o jednakowym składzie, różniącego się jedynie smakiem i zapachem. Rodzący się nowy ład ma coś w sobie z mutacji feudalizmu i komunizmu, funkcjonujących w epoce wysokich technologii.
Wydaje się, że zreformowana WPR oraz nakreślone cele szczegółowe jedynie pozornie wspierają europejskie rolnictwo. Proponowane normy i ograniczenia przy coraz szerszym otwarciu rynku, raczej pogorszą i tak niską konkurencyjność naszego rolnictwa. Może się okazać, że efekt strategii „od pola do stołu” będzie polegał na tym, że cała droga od pola do marketu sprzedającego gotowe produkty będzie należała do tej samej korporacji, a zazielenienie nawet całej Europy w skali globalnej nie zrównoważy strat dla środowiska i bioróżnorodności jakie czynią „firmy szarańcze.”
Czy wynik walki światów jest więc przesądzony?
Nieco optymizmu można znaleźć znów w książce Stefano Liberti. Dotychczasowe próby przeniesienia modelu wypracowanego w Mato Grosso do Afryki na razie zakończył się niepowodzeniem. Jak pisze Stefano Liberti: W Mozambiku w 2011 roku… ruszył projekt produkcji rolnej na szeroką skalę nazwany ProSavana. Finansowany z funduszy japońskich i wsparty przez brazylijska technologię ma na celu wykorzystanie pod uprawy 14,5 miliona hektarów ziem w prowincji Napula na północy kraju… Tworzony model miał być identyczny jak w Mato Grosso i opierać się na wielkich monokulturach produktów przeznaczonych do sprzedaży zagranicznej…Jednak w przeciwieństwie do Mato Grosso z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w tym wypadku kolonizatorzy nie natrafili na dziewiczy teren. W rejonie tym mieszka bowiem około pięciu milionów rolników, którzy na wieść o projekcie postanowili natychmiast wkroczyć na wojenną ścieżkę…Tubylcy zorganizowali więc demonstracje, wszczęli międzynarodową kampanię o nazwie Nao ao ProSavana (Nie dla ProSavana) i wystosowali list otwarty do trzech rządów zaangażowanych w sprawę (w Maputo, Brazylii i Tokio) , w którym skarżyli się na brak debaty i niejawność projektu. Następnie do Matogrosso udała się delegacja mozambijskich rolników. Wrócili jednak do domu przerażeni, a swoim kolegom z grupy zwalczającej projekt powiedzieli tylko: „Tam nie ma nawet jednego rolnika”
To jeszcze jeden przykład na to, że opór ma sens i nie wolno gasić ducha i szukać sojuszników wśród ludzi o podobnych interesach. Najlepiej zacząć od sąsiadów.
Red.
Obraz tytułowy andreas160578 z Pixabay